wtorek, 18 września 2012

Co było, co jest i co będzie, czyli mały manifest


Zajęcia realizowane w projekcie dobiegły końca, w tym te z języka polskiego w których brałam udział. I cóż, działo się! Nauka polskiego jako języka obcego jest wyzwaniem dla obu stron, wyzwaniem radosnym i trudnym. Uczy cierpliwości przede wszystkim. Niesamowicie jest pracować z dziećmi tak żywiołowymi, trzeba było bardzo się wysilić, ażeby utrzymać je w ryzach. Co dziecko, to pomysł, to psikus i wybryk, to rodząca się idea, to kreatywna istota, bardzo młoda, która dzielnie pokonuje bariery językowe. Przed rozpoczęciem działań z głębin mojej głowy dochodziły pytania: W ogóle da się? Czy my się dogadamy?


O błoga naiwności, która myślała, że nie, jak dobrze, że już nie istniejesz!
:) Warto zwrócić uwagę na groteskę sytuacji: ja, mówiąca po polsku, mieszkająca w Polsce, czująca się bezpiecznie- miałam obawy. Dzieci z Czeczenii to mali bohaterowie. Albo i wielcy! Pokonują tyle przeszkód, dają radę w szkołach. 

W czasie trwania projektu nauczyłam się pokory. Białystok jest wielokulturowym miastem, to nie ulega wątpliwości. Ale my, Białostoczanie, niewiele o sobie wiemy, a ta niewiedza jest wręcz zatrważająca. Myślałam przed projektem, że wiem coś o uchodźcach. Teraz wiem, że nie wiedziałam nic. Czeczenia była gdzieś daleko. Czas, żebyśmy zaczęli wreszcie żyć razem, nie obok, współgrać w tym barwnym mieście. Myślę, nie, wiem to, że Białystok słabo rozumie kulturę Czeczenów. A jest przecież zupełnie inna, muzułmańska, wołająca o to, byśmy pozwolili sobie ją poznać. A jest wiele aspektów do przyswojenia, bo przez te kilka miesięcy usłyszałam na ulicach absurdalne, bolesne stereotypy. Bardzo się cieszę, że poznałam wiele ciekawych osób, które wciąż chcą działać i nie tracą zapału, jesteście super! :)
Ten projekt był nie tylko dla dzieci, był też szansą dla naszej małej ojczyzny.

SG

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz