sobota, 15 września 2012

Moje refleksje dotyczące działań w projekcie ,,Wspólny świat"


W życiu każdego człowieka nadchodzą takie momenty, w których zaczyna dostrzegać coś więcej niż własny czubek nosa- człowieka obok siebie. W pewnym stopniu projekt ten, stał się impulsem, na skutek którego w mojej głowie zrodziła się właśnie taka refleksja. Chociaż moje działania w ośrodku nie trwały wystarczająco długo, żebym mogła powiedzieć, że znam dzieciaki bardzo dobrze, to mimo to mogę pozwolić sobie na kilka spostrzeżeń dotyczących mojej pracy.

ja z Madiną i Luizą (zdjęcie pochodzi z wycieczki do Wioski Indiańskiej w Jurowcach)

Ta forma wolontariatu wniosła do mojego życia wiele radości i optymizmu. Mieszkańcy ośrodka, niegdyś kompletnie bezimienni( z uwagi na to, że byli mi kompletnie obcy), teraz stoją przede mną jako jednostki, indywidualności, z których każdy z nich zaczyna tworzyć własną historię i kształtować tożsamość. Przede wszystkim, praca z dzieciakami w ośrodku, pomogła mi obalić wiele stereotypów krążących (zdecydowanie zbyt często) w moim otoczeniu. Tym samym zdobyłam wiedzę, dzięki której mogę negować wszelkie mity. Nauczyłam się, że bariery, czy to kulturowe, czy religijne,  zbudowane są na fundamentach niewiedzy.  I choć ludzie bywają oporni, jeśli chodzi o przełamywanie wewnętrznych obaw i niepokojów, to zburzenie takich murów uprzedzeń, nie jest niemożliwe. I chociaż tak bardzo się różnimy, to nie zamierzam wyznaczać żadnych granic. Wręcz przeciwnie. Chciałabym dążyć do obopólnych korzyści, wynikających z wzajemnych dopełnień na różnych płaszczyznach. Bo zarówno ja, jak i dzieciaki, możemy się od siebie wiele nauczyć. One wskażą mi ścieżkę prowadzącą do zapału, optymizmu i determinacji. A ja? Nie mi to oceniać :) Dlatego cieszę się, że mogłam zetknąć się z żywą kulturą czeczeńską, bo właśnie dzięki temu, w moim sercu zagościł zalążek ciekawości i chęci głębszego poznawania historii ich kraju, religii i tradycji tam panujących, między innymi poprzez wnikliwą lekturę reportaży poświęconych Czeczenii. Podczas projektu uczestniczyłam w różnych zajęciach, jeśli chodzi o ich zakres tematyczny, jak i wycieczkach. Dzięki temu zdobyłam doświadczenie, którego nie da się ująć w żadne słowa.
 wycieczka do Młyna Myśliwiec

 Najbardziej podobały mi się zajęcia plastyczne, podczas których nieustannie zaskakiwała mnie kreatywność dzieci, przejawiająca się ciekawym i niekiedy bardzo różnorodnym podejściem do ustalonych przez nas tematów. Warto wspomnieć również o zajęciach muzycznych, w których może nie uczestniczyłam zbyt często, jednak wspominam je z uśmiechem na twarzy. Dzieciaki mają wyjątkowy talent do tańca, umiejętność łatwego przyswajania choreografii ( i przetwarzania ich na własny styl), jak też i niezwykłe poczucie rytmu. Często również podpatrywałam, jak świetne poruszają się krokami ich tańców narodowych. Fascynujące. Kiedy widziałam radość na ich twarzach, to jak w odbiciu lustrzanym, i na moim obliczu, pojawiał się szeroki uśmiech.

zajęcia muzyczne- ,,gorące krzesło"

Nie można zapomnieć o sympatycznej atmosferze wśród wolontariuszy, która sprzyjała nowym pomysłom na prowadzenie zajęć.
Mam nadzieję, że koniec naszego projektu, nie będzie dla mnie ostatnim przystankiem, jeśli chodzi o pracę w ośrodku dla uchodźców.
         Kończąc moje refleksje, chciałabym zaapelować do wszystkich czytelników, by mieli szeroko otwarte serca na drugiego człowieka i podejmowali jakąkolwiek formę wolontariatu. Bo wbrew pozorom jest to także egoistyczne działanie, dzięki któremu wzbogacamy własną duszę, jednocześnie robiąc tak niewiele dla potrzebujących- ofiarując im tylko siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz